W trybach chaosu, czyli książka przez którą czuję wstyd

recenzja w trybach chaosu

„” autorstwa Maxa Fishera, który jest reporterem New York Timesa i zajmuje się wpływem mediów społecznościowych na społeczeństwa całego świata, jest ukoronowaniem jego wieloletniej pracy w tym zakresie. W jednym miejscu zebrane są wszystkie śledztwa, reportaże, teksy i wyprawy, podczas których mógł się przekonać od naocznych świadków jak działają wielcy z Doliny Krzemowej. Przeczytanie tej książki zajęło mi ponad miesiąc. Nie byłem w stanie na raz przeczytać więcej niż 20-30 stron. Po pierwsze chciałem, aby jak najwięcej informacji w niej zawartych wryło mi się mocno w pamięć. Po drugie, co kilka stron na moje usta cisnęło się „WTF?!”, gdy poznawałem kolejne fakty związane z działalnością serwisów społecznościowych.

„W trybach chaosu”: kto powinien ją przeczytać?

Tak na dobrą sprawę każdy użytkownik mediów społecznościowych. Dzięki temu dowie się czym są między innymi niezwykle groźne „królicze nory”, czy jak nie wpaść w pułapkę fałszywych informacji. Jednak najważniejszą grupą, która powinna zagłębić się w lekturę dzieła Maxa Fishera są pracownicy marek, korporacji, domów mediowych i agencji reklamowych. Ważne, aby do książki zajrzeli politycy, chociaż w ich przypadku obawiam się, że część z nich, zwłaszcza tych radykalnych, może wynieść niewłaściwe nauki.

Czego dowiesz się z książki „W trybach chaosu”?

Bajzel, który w wielu miejscach na świecie sprezentowały nam serwisy społecznościowe ma swoje początki ponad pół wieku temu gdy powstawała Dolina Krzemowa. Z początku ta historia wydawała mi się nudna i niepotrzebna, ale wraz z dalszym zagłębianiem się w książkę nabierała coraz większego znaczenia. Okazuje się, że nasza wiedza na temat tego czym jest ta kolebka technologicznych gigantów i startupów, jest bardzo powierzchowna i wręcz błędna! To tam powstały założenia i wytyczne jak kierować firmami, aby osiągały sukces oraz ciągle rosły. Nie zaskoczę Cię jeśli powiem, że te zasady żyją w Mecie, Alfabecie, Amazonie czy Apple.

Następnie przechodzimy do meritum książki, czyli wylistowania chronologicznie miejsc (ale nie wszystkich) na świecie, w których media społecznościowe doprowadziły do tragedii. Od Mjanmy (Birma), przez Sri Lankę, Nową Zelandię, Niemcy, Brazylię, a kończąc na Stanach Zjednoczonych i wtargnięciu zwolenników Trumpa do Kapitolu. Każda lokalizacja zawiera relacje świadków oraz zestawienie działań Facebooka, Youtube’a czy Twittera. Chociaż bardziej trafne było by mówienie o bierności, zaprzeczaniu faktów, składaniu pustych obietnic bez pokrycia lub jeśli już działaniom na alibi, które były spóźnione o przynajmniej kilka miesięcy.

I ta część książki jest cholernie przerażająca. To tutaj co chwilę miałem wspomniane wcześniej „WTF”. Ogrom zaniedbań i decyzji, które nie miały na celu ochronę ludzi, ale korporacyjne zyski jest przytłaczająca. Wkurza cynizm zarządzających takich jak Mark Zuckerberg czy Wojcicki i ukrywanie się za wolnością słowa. To jest ten sam poziom co przemysł tytoniowy, alkoholowy czy farmaceutyczny – liczy się zysk, a nie dobro mieszkańców naszej planety. Długo by wymieniać szokujące fakty i wydarzenia – są ich dziesiątki. Ważne jest to, że wychowani na micie Doliny Krzemowej szefowie firm mogli ocalić zapewne setki tysięcy ludzkich istnień, ale tego świadomie nie uczynili.

Poza tym dowiesz się jak łatwo poprzez fałszywe oskarżenia w social media zniszczyć komuś życie, zmusić do emigracji do innego kraju, zniszczyć karierę czy napędzić i zmotywować ludzi do haniebnych działań w świecie rzeczywistym. Łącznie z masowymi egzekucjami (Nowa Zelandia), zamachami i agresywnymi demonstracjami (wspomniany wcześniej Kapitol). Jeszcze większe przerażenie wywołuje fakt, że to, co zostało zawarte w książce to nie jest nawet jeden procent tego, do czego doprowadziły media społecznościowe.

Domknięciem całej książki jest opisanie pierwszego poważnego ostrzeżenia, które dostali społecznościowi giganci w tej dekadzie. Nie wyszło one od przeciętnych użytkowników, rządów czy instytucji państwowych. Jej źródłem było niezadowolenie pracowników oraz inne korporacje, które w obawie o swój wizerunek zaczęły wycofywać budżety reklamowe. Do tego swoje dołożyła sygnalistka Frances Haugen wraz z dokumentami, które wyniosła z siedziby Mety.

Jednymi z nielicznych serwisów społecznościowych, którym się nie oberwało w książce są LinkedIn, Pinterest oraz TikTok. Ten ostatni ma wiele za uszami, ale z tego co obserwuje jego działania mające chronić użytkowników mają zdecydowanie większy wpływ, niż te od Mety (temat na osobny wpis).

Dlaczego mi wstyd po przeczytaniu „W trybach chaosu”?

Od ponad 12 lat pracuje w marketingu oraz reklamie. Od początku specjalizuje się komunikacji w mediach społecznościowych. Teraz wiem, że za każdym razem, gdy namawiałem klientów i marki na kampanie reklamowe w social media, prowadzenie profili, gdy przygotowywałem angażujące posty mające na celu utrzymać uwagę użytkowników, przykładałem swoją cegiełkę do tego co robił Zuckerberg i Wojcicki. Pomagałem napędzać machinę, która w komunikatach PR-owych mówiła o łączeniu świata i sprawianiu, aby był lepszym, a w rzeczywistości były to puste słowa.

Mam teraz bardzo duży dylemat moralny co ze sobą zrobić? Od tak nie jest łatwo się przebranżowić, muszę poszukać nowego pomysłu na siebie. Za każdym razem gdy w prezentacji będzie pojawiał się Facebook, Instagram czy Youtube będę miał przed oczami masakry w Birmie, na Sri Lance, czy umierające dzieci na Zikę czy Covid w Brazylii, bo ich matki wpadły w królicze nory antyszczepionkowców.

Jeśli to czytasz i również zajmujesz się tym czym ja, to gorąco Cię zachęcam do przeczytania „W trybach chaosu”. I przemyślenia czy wszyscy dobrze robimy pracując każdego dnia na sukces społecznościowych gigantów. Kolejne kryzysy już czekają za rogiem, podobnie jak ludzie, którzy będą szerzyć szkodliwą dezinformację i wykorzystają do tego serwisy społecznościowe.

Końcowe przemyślenia

Jest jeszcze kilka innych aspektów, których nie chciałbym pominąć po przeczytaniu „W trybach chaosu”. Pierwszym z nich jest to, że ta książka nie pokazuje praktycznie żadnych pozytywnych aspektów korzystania z mediów społecznościowych. Przepełniona jest poczuciem grozy, bezsilności, bolesnego zaskoczenia czy wręcz złości. Mimo wszystko to trochę przekłamany obraz tego czym są social media. Są masy ludzi, którzy dzięki nim się rozwinęły, dowiedziały istotnych informacji, znalazły społeczności, w których są akceptowane i rozumiane. Ale pierwszy raz pomyślałem czy w tym przypadku dobro przynajmniej równoważy się ze złem. I zacząłem w to wątpić…

Książka jest ważna. Niestety nie jest łatwa do przeczytania, zwłaszcza dla przeciętnego człowieka. 440 stron to dużo mimo wszystko. Brakowało mi na końcu każdego z rozdziałów czegoś na wzór podsumowania w wypunktowaniach. Dzięki temu lepiej utrwaliłyby się informacje i chronologia wydarzeń. Takie podsumowania to też świetny pomysł na posty do social media i poinformowanie o działaniu serwisów społecznościowych osoby, które po książkę nie sięgną.

Podsumowując… ta książka zostanie ze mną na długo i realnie wpłynie na to co robię, co piszę, jak pracuję i jaki mam stosunek do mediów społecznościowych oraz szefów poszczególnych big techów. Polecam każdemu, kto pracuje przy social media, aby nabrał odpowiedniej perspektywy. Żeby też mógł szybko reagować gdy widzi, że ktoś z bliskich wpada w króliczą norę.

.

O autorze

Pracę z mediami społecznościowymi rozpocząłem w 2010 roku w agencji Ogilvy Interactive. Kolejne doświadczenie zdobywałem jako dyr. ds. mediów internetowych w magazynie branżowym Brief oraz product manager w Grupie Onet-RAS oraz social media manager w Edipresse Polska.  Czytaj więcej >

POLULARNE WPISY

Zobacz również na moje szkolenia

DODAJ KOMENTARZ