- Skąd konsumenci biorą wiedzę na temat odżywiania?
- Dlaczego konsumenci rzucili się na produkty z dużą zawartością białka?
- Na czym polega protein washing? Jak ściemniają producenci na produktach białkowych?
- Producentom produktów z wysoką zawartością białka nie zależy na edukacji konsumentów
Po produktach z mniejszą zawartością tłuszczu (produkty light) i bez dodatkowego cukru przyszła pora na te z większą zawartością białka. A tych na półkach pojawiają się setki. Niemal każdy produkt, każda kategoria, marka czy firma robi swoje białkowe odpowiedniki serów, serków, wędlin, parówek i tak dalej. Z czego wynika ten trend i jakie mogą być jego potencjalne skutki?
Skąd konsumenci biorą wiedzę na temat odżywiania?
No przecież nie od certyfikowanego dietetyka, który skończył studia. Głównym źródłem wiedzy są influencerzy, social media oraz nasi znajomi, którzy swoją wiedzę biorą z… tych samych źródeł co my. Coraz częściej również pytamy się jak żyć (żryć) sztucznej inteligencji (AI). Ta natomiast wypluwa nam uśrednioną papkę z setek, jak nie tysięcy, tekstów czy poradników, na których podstawie powstało to, co widzimy na TikToku czy Instagramie.
O ile rzucenie się w zakupowy i jedzeniowy wir produktów z niską zawartością tłuszczy czy cukrów jakoś zostanie przetrawiona przez nasz organizm, to z białkiem jako makro składnikiem należy uważać. Nie można od tak nagle zwiększyć ilości białka, które spożywamy! Zwłaszcza jeśli wiąże się to ze zmniejszonym spożyciem węglowodanów czy tłuszczy. Zresztą przed zastosowaniem jakiejkolwiek diety należy najpierw się przebadać, sprawdzić poziom mikroskładników w organizmie, dopasować wszystko do trybu życia, celów jakie chcemy osiągnąć. W grę wchodzi nasze zdrowie, samopoczucie, przyszłość, a my oddajemy je w ręce samozwańczych ekspertów z TikToka czy AI korzystającej z niewiadomego pochodzenia źródeł wiedzy.
Dlaczego konsumenci rzucili się na produkty z dużą zawartością białka?
Chcemy być zdrowsi, co wiąże się z atrakcyjniejszym wyglądem fizycznym oraz samopoczuciem. Większość z nas naczytała się lub naoglądała regularnie od lat ćwiczących osób oraz ich przyzwyczajeń żywieniowych. Jednym z głównych, który wspomaga zwiększenie masy mięśniowej, jest spożywanie dużej ilości białka. Najlepiej 2 gramy na każdy kilogram masy ciała dziennie. A że uwielbiamy skróty oraz uproszczenia to bardzo szybko dziesiątki (jak nie setki) milionów osób utrwaliło sobie w głowach, że wystarczy spożywać białko w olbrzymich ilościach, aby być „dużym i silnym”.
Zbudowanie zdrowej, silnej, symetrycznej sylwetki to coś więcej. To olbrzymi wysiłek w postaci setek godzin na siłowni każdego roku, pilnowania przysłowiowej „michy” w postaci odpowiedniej ilości nie tylko białka, ale też węglowodanów, tłuszczy czy dziesiątek mikroskładników takich jak chociażby witaminy. To wymaga sumienności, regularności, poświęceń. Zdecydowanie łatwiej pójść do Biedronki i nakupić serków proteinowych na promocji. Podobnie jest z kremami do twarzy. Wolimy rano i wieczorem przez 30 sekund wsmarować w skórę twarzy jakiś kremik za milion kosmodolców, niż zacząć zdrowo się odżywiać i odstawić używki takie jak alkohol czy papierosy.
Spożywanie odpowiedniej ilości białka to wyłącznie jeden z kilku istotnych elementów prawidłowego żywienia. Równie ważne jest spożywanie odpowiedniej ilości warzyw i owoców, pełnoziarnistych produktów zbożowych, czy dbanie o regularne, prawidłowo zbilansowane posiłki. Modne produkty, w tym produkty wysokobiałkowe, nie są niezbędnym elementem diety i nie musisz z nich korzystać.
Na czym polega protein washing? Jak ściemniają producenci na produktach białkowych?
Na początku zacznijmy od nazewnictwa. Magnesem są takie informacje na opakowaniach jak „produkt wysokobiałkowy”, „produkt ze zwiększoną zawartością białka” czy dumnie brzmiące „high protein”. Dodaj do tego zestaw kolorów premium (czarny, złoty, srebrny) i już rączka sama sięga w stronę półki po produkt. Taki opakowanie czy komunikat jest pewną obietnicą wobec konsumenta, której większość z nas nie sprawdza (brak czasu, chęci czy wiedzy).
I na ten brak sprawdzania liczą producenci. Warianty „wysokobiałkowe” często mają o 1-2 grama więcej białka na 100 gram produktu niż ich tradycyjne odpowiedniki. Zdarza się też, że jest wręcz odwrotnie co na swoich kanałach społecznościowych demaskuje Bartłomiej Szkutnik z Fit Recenzji. Oczywiście produkt z dużą zawartością białka musi kosztować więcej i za te dodatkowe 1-2 gramy białka płacimy bardzo dużo. Finalnie o wiele tańszym rozwiązaniem jest kupienie standardowego produktu i zjedzenie w odrobinę większej ilości. Nie dotyczy to wszystkich producentów ponieważ są tacy, którzy rzetelniej podchodzą do tworzenia produktów wysokobiałkowych jeśli chodzi o skład podany na etykiecie. Czy oby na pewno?
Białko białku jest nierówne. To tak na dobrą sprawę miks około 200 aminokwasów, a każdy z nich pełni ważną rolę w naszym organizmie: nie tylko utrzymuje czy rozbudowuje tkankę mięśniową, ale też są niezbędne przy tworzeniu tak kluczowych substancji jak neuroprzekaźniki (np. dopamina czy serotonina). Jednak to zbyt skomplikowane, aby wytłumaczyć na małej etykiecie na opakowaniu czy w short video na TikToku. Mało który też produkt podaje ile poszczególnych aminokwasów zawiera. Przy większości produktów białkowych, zwłaszcza tych przetworzonych, nie powinniśmy się spodziewać, że taka lista będzie szczególnie długa. Za to innych substancji takich jak konserwanty, słodziki, barwniki będzie co niemiara.
Dodaj też do tego przyswajalność białka, bo to, że zjesz jogurt, który będzie go miał 20 gram nie oznacza, że tyle dostarczysz swojemu organizmowi. Odżywki białkowe (serwatki) stosowane przez sportowców mają największą przyswajalność na poziomie często powyżej 80 procent. Czy wiesz jaką przyswajalność mają produkty, które kupujesz w hipermarkecie?
Producentom produktów z wysoką zawartością białka nie zależy na edukacji konsumentów
Finalnie dla większości konsumentów kończy się na tym, że kupują produkty fit, aby poczuć się zdrowo, a nie po to aby być zdrowym. Taki stan rzeczy nie przeszkadza producentom przetworzonej żywności z niską zawartością tłuszczu, bez cukrów czy z dodatkowym białkiem, bo zarabiają na tym. I żeby była jasność ten sam mechanizm działa również w przypadku producentów odzieży sportowej i nie jest niczym nowym. Protein washing jest po prostu nowym trendem, który jeszcze długo będzie nam towarzyszył.
Ci mniej świadomi konsumenci będą wychodzili z marketu z pełnym koszykiem wysokoprzetworzonych produktów białkowych. Ci bardziej świadomi będą j traktowali jako uzupełnienie diety, aby „dobić” do planowanego, dziennego spożycia białka. Ale też będą kupowali.
Na łamach Brief.pl jako agencja reklamowa „ReBrain” zajmująca się strategią komunikacji i zachowaniami konsumentów pisałem o tym, że potrzebujemy treści według bardzo prostego schematu „zrób A, a otrzymasz B”. Wszystko to co pomiędzy konsumentów średnio interesuje. Ufają producentom, że jedzenie zwiększonej ilości białka (A) sprawi, że będą zdrowsi i lepiej wyglądać (B). Więc skoro wierzą, to po co edukować i wchodzić w szczegóły?