Biznesowe kłamstewka pokemonów z LinkedIn

pokemony z linkedin

Nie da się ukryć się linkedinowy balon w Polsce został już napompowany do granic możliwości. Pojawiają się pierwsze oznaki tego, że może on eksplodować, a sama platforma straci na znaczeniu jako miejsce do budowania marki osobistej czy pozyskiwaniu klientów. Jedną ze szpilek sam umieszczę niebezpiecznie blisko tego balonu, skoro i tak zapewne wybuchnie.

Co pompuje balon na LinkedIn? To co w każdym innym serwisie społecznościowym, czyli jego popularność, rosnąca liczba użytkowników czy ich zaangażowanie. To sprawia, że coraz trudniej osiągnąć na danej platformie sukces w postaci zasięgów i sprzedaży. Kolejną konsekwencją tego jest to, że szukamy coraz bardziej „kreatywnych” (czytaj nie zawsze etycznych) rozwiązań, aby przebić się ze swoją marką, komunikacją i osobą.

Tak powstały pokemony na LinkedIn

I tak, jest to obraźliwe określenie. Ale nie zamierzam się za bardzo hamować, jeśli chodzi o ludzi, którzy oszukują innych w swoich działaniach w social media. Kim zatem są linkedinowe pokemony? To osoby, które szukają każdej okazji, aby zaistnieć jako eksperci w nowym temacie, który pojawia się na horyzoncie. Doskonale sobie zdają sprawę z reguły pierwszeństwa i tego, że to dla nich szansa na… zarobek. Zauważ, że jak grzyby po deszczu wyrastali eksperci od Instagrama, Snapchata, metaverse, krypto, tokenów, social sellingu czy obecnie od AI. Oczywiście dla większości z nich główną platformą komunikacji jest właśnie LinkedIn.

Linkedinowe pokemony zarabiają na sprzedaży szkoleń, obsługiwaniu firm, wymyślaniu dla nich rozwiązań czy na wystąpieniach publicznych. Na początku mają małą konkurencję, ale z czasem się ona zwiększa. Wtedy albo przeskakują na nową „specjalizację”, albo muszą złapać się pewnych „sztuczek”, które łamią regulamin serwisu, oszukują odbiorców w tym swoich klientów.

Pokemony zdają sobie sprawę jak dobrze działa „dowód społecznej słuszności”. Im więcej lajków, obserwujących czy komentarzy tym coś jest bardziej wartościowe, godne uwagi. I nie gadaj mi, że ludzie są na ten efekt uodpornieni, zwłaszcza ci w branży marketingowej i reklamowej. Nie, nie są.

Wiedzą też, że należy regularnie, najlepiej przynajmniej raz dziennie publikować treści na LinkedIn, aby budować swoją eksperckość i „karmić” algorytm. Finalnie w zdecydowanej większości treści, które publikują i wiedza, którą posiadają są na bardzo podstawowym poziomie. Często idą na skróty nie wyłapując kontekstów, uwarunkowań historycznych. Robią też wszystko, aby bronić swojej pozycji i dziedziny, w której się specjalizują: podają wyniki badań, które są im po drodze, jako przykłady dają liderów technologicznych ze świata, małe sukcesy rozdmuchują do niebotycznych rozmiarów.

Skoro już mniej więcej wiesz kim są linkedinowe pokemony to przejdźmy do omówienia trzech „kreatywnych fikołków”, które stosują, aby sprawić, abyś im zaufał i dał zlecenie.

Kradzież treści publikowanych na swoich profilach

Objawia się to w dwojaki sposób: albo poprzez wrzucanie plików wideo, zamiast linków do nich (algorytm lubi posty wideo), albo tłumaczenie jeden do jednego postów zagranicznych specjalistów i ich publikacja jako własnych. W ten sposób działa (działał?) mój imiennik, który uznawany jest za guru/eksperta od startupów. Ludzie chętnie kupują u niego konsultacje po kilkaset złotych za godzinę mimo to. Nie przeszkadza im również to, że w sumie przez 15 lat to żaden ze startupów mu za bardzo nie wyszedł, a osoby, które z nim pracowały nie wspominają tego okresu zbyt dobrze. Mnie zbanował za to, że poddałem w wątpliwość procedury tworzenia, rozwijania, finansowania i wyceny startupów skoro ponad 90 procent z nich w Polsce upada przez upływem 2 lat od założenia.

Niestety pokemony często kradną treści korzystając z tego, że niewielu z nas śledzi na bieżąco zagranicznych specjalistów od komunikacji, biznesu czy marketingu. W sumie za wiele nie tracimy, bo wielu z nich to pokemony po jednej czy dwóch ewolucjach.

Grupy wsparcia i wzajemnej adoracji

Algorytm nie tylko LinkedIna, ale też innych serwisów społecznościowych, szczególną uwagę zwraca na zaangażowanie w pierwszych minutach po publikacji treści. Tak oto dawno temu powstały na Facebooku, Instagramie i też na LinkedIn grupy, które wzajemnie lajkują, komentują i udostępniają swoje treści, aby „oszukać” algorytm i wygenerować wysokie zasięgi. Na tym jednak się nie kończy! Tak samo jak członkowie tych grup siebie wspierają, to też potrafią niszczyć innych, których uważają za zagrożenie. Często wystarczy się NIE ZGODZIĆ w merytoryczny, poparty faktami sposób, albo odkryć nieetyczne działania danej osoby czy grupy (tak jak w tym wpisie).

LinkedIn bardzo mocno waży negatywne zgłoszenia dotyczące profili oraz treści. W swoich wytycznych jasno informuje, że treści polaryzujące będą wycinane. Więc jeśli Twój post ma wiele zgłoszeń np. jako spam, pomimo tego, że ma wiele pozytywnych reakcji i komentarzy może trafić do administratora, który podejmie decyzję o zabraniu mu zasięgów i przyznaniu Ci shadowbana. Pytanie, kim są ci moderatorzy w Polsce  i po czyjej stronie stoją…

W prywatnych wiadomościach piszecie mi również niepokojące informacje, że niektórzy networkerzy w Polsce wpisują do umów obowiązek angażowania się w ich posty czy aktywne uczestnictwo w wyżej wymienione grupy. Łatwo się domyśleć co czeka osoby, które się do tego nie stosują…

Do najmniejszego atomu działanie grup wsparcia rozłożył Grzesiek Miecznikowski, więc jak chcesz dowiedzieć się więcej to koniecznie sprawdź jego wpis.

Grupy wsparcia na LinkedIn, czyli kto Was robi w **uja?

Fake konta na ratunek zasięgów

Boty i sztuczne konta (które przez LinkedIn są zabronione) mają na celu podobnie jak grupy wsparcia „oszukać” algorytm i zwiększyć zasięgi. Pracowałem wiele lat temu w popularnej „szeptance” i wiem, że dobre fake konta, poprawnie prowadzone są nie do odróżnienia od prawdziwych. Jednak tej wiedzy nie ma wielu linkedinowych pokemonów, więc łatwo ich na tym złapać.

Gdy kogoś podejrzewasz o stosowanie botów i fake kont do podbijania zaangażowania ważne abyś złapał jego post w pierwszych 5 minutach po publikacji i sprawdził z jakich kont pochodzi zaangażowanie. Bardzo często są to prostackie komentarze (którym LinkedIn po analizie semantycznej i tak daje niską wagę/znaczenie) w stylu „super tekst”, „inspirujące”. Sprawdzamy aktywności takich kont. Najczęściej są to konta, które wchodzą w interakcje wyłącznie z treściami linkedinowego pokemona, często udostępniają jego treści na swoim profilu.

Przykład komentarzy od fake kont pozostawionych tuż po opublikowanym poście na LinkedIn. Każdy z tych profili (po sprawdzeniu ich aktywności) komentuje i udostępnia wyłącznie treści jednego autora. Ciekawe jest to, że po paru dniach powyższych profili nie mogę odnaleźć na LinkedIn (z wyszukiwarki i z linków).
Zrobiłem screeny z aktywności fake profili. Każdy z powyższej trójki wchodził w interakcje wyłącznie z treściami Rafała. Co więcej te interakcje odbywały się tuż po publikacji postów. Ciężko uwierzyć, że te osoby są ciągle na LinkedIn i zawsze jako pierwsze angażują się pod treściami.

LinkedIn nie jest serwisem społecznościowym o profilu wiralowym. Udostępnienia treści są bardzo rzadkie, więc jak widzisz świeży post z kilkoma udostępnieniami, to jest to mocna, czerwona flaga, że coś jest nie tak.

Tego typu działania oficjalnie są zabronione przez LinkedIn, ale na tym niestety się kończy. Są też jawnym oszustwem wobec pozostałych użytkowników serwisu. Marka, która zostałaby złapana na takich działaniach z miejsca traci na zaufanie swoich klientów i jest cancelowana.

Jakie pokemony złapałem na LinkedIn?

Stworzyłem ankietę, w której zapytałem użytkowników serwisu czy należy upubliczniać osoby stosujące wyżej wymienione „kreatywne fikołki”. Na 434 głosów, aż 91 procent była na tak. Dla mnie to znak, że nie chcemy być oszukiwani, nie lubimy tego. Dopuszczamy ściemę gdy ktoś reklamuje keczup czy pokazuje napompowaną powietrzem paczkę czipsów, ale nie gdy chodzi o biznes i budowanie eksperckiego wizerunku.

W wiadomościach prywatnych podzieliliście się też ze mną kilkoma solidnymi kandydatami na zdobycie miano pokemona. Finalnie zdecydowałem się na ujawnienie screenów z postów Rafała Szrajnerta, który tak na dobrą sprawę za bardzo nic złego nie widzi w sposobie w jaki działa. Nawet zostawił komentarz pod postem z ankietą, sam po części się ujawniając.

Nie chcę aby ta publikacja zamieniła się w nagonkę i wzajemne oskarżanie. Celem jest uświadomienie jak największej ilości osób odnośnie sposobów działania linkedinowych pokemonów. Skłonienia do refleksji od kogo i czego się uczymy, komu powierzamy naszą firmę czy markę osobistą. Po AI zapewne przyjdzie coś nowego, kolejna fala „nowej specjalizacji” wśród pokemonów, które będą chciały zarobić na niewiedzy i naiwności. Chcę, aby jak najwięcej osób było na to gotowych. Dlatego też do odwołania wstrzymuję przysłowiowe polowanie na czarownice.

Co na to LinkedIn i UOKiK?

Oficjalnych stanowisk nie znam. Aczkolwiek wydaje mi się, ze stosowanie powyższych praktyk może podchodzić pod nieuczciwą konkurencję. Jakby nie patrzeć stoi to w jednym szeregu z publikacją fałszywych informacji na swojej stronie www. Swoją drogą jeden z guru marketingu z Linkedin w swoim opisie ciągle ma dużą markę jako swojego klienta, z którym współpracował, a prawda jest taka, że ponad dekadę temu podobno zrobił dla nich… ulotkę.

LinkedIn zapewne na moje apele nie zareaguje, bo dla niego najważniejsze jest napędzenie jak największego zaangażowania, które przekłada się na czas spędzony na serwisie (a co za tym idzie większe zarobki z reklam). A tylko on ma dane i możliwości, aby namierzyć boty, fake konta, grupy wzajemnego wsparcia i wyczyścić z nich swój serwis. To dawno temu zaczął robić Instagram, co okazało się słusznym posunięciem.

Dlatego w najbliższym czasie postaram się zasięgnąć opinii specjalistów z UOKiK na temat opisanych przeze mnie działań i ich wpływu jak również potencjalnego złamania prawa. UOKiK też będzie miał większy posłuch wśród przedstawicieli LinkedIna 😉

Sorry, ale należy walczyć o swoje

Linkedinowe pokemony swoimi działaniami zabierają klientów innym specjalistom, którzy sumiennie, merytorycznie budują swoją markę, realnie pomagają klientom i działają z poszanowaniem prawa i etyki. W żadnej branży nie powinno być przyzwolenia na oszustwa.

Spodziewam się, że za ten wpis zaraz zleci się na mój profil kilka grup wsparcia, aby mnie zniszczyć poprzez masowe zgłaszanie. Pokładam zaufanie w moderatorów, którzy będą decydować o moim losie na LinkedIn 😉

O autorze

Pracę z mediami społecznościowymi rozpocząłem w 2010 roku w agencji Ogilvy Interactive. Kolejne doświadczenie zdobywałem jako dyr. ds. mediów internetowych w magazynie branżowym Brief oraz product manager w Grupie Onet-RAS oraz social media manager w Edipresse Polska.  Czytaj więcej >

POLULARNE WPISY

Zobacz również na moje szkolenia

DODAJ KOMENTARZ