Kim są mityczny guru branży social media, którzy zakładają własne agencję lub/i przeprowadzają dziesiątki szkoleń miesięcznie? Na czym polega ich fenomen i czy rzeczywiście powinniśmy pokładać w ich dłoniach losy własne oraz marki, którą zarządzamy w social media? Po przeczytaniu tego tekstu poznacie odpowiedzi na te pytania.
Jestem osobą doświadczoną, nie tylko na polu social media, ale również jeśli chodzi o marketing online, zarządzanie zespołem czy kontakt z klientem. Dlatego też nikomu nic nie muszę (i nawet nie mam zamiaru) udowadniać. Szkolenia są dla mnie dodatkiem do pracy, a nie na odwrót. Jestem praktykiem pracującym na żywym materiale, na setkach PoC (ciekawe czy ci guru znają w ogóle ten skrót) w tygodniu. Przy okazji nie lubię ściemniania więc wziąłem pod lupę profile LinkedIn social media guru, którzy szkolą innych, zakładają własne agencje i (przede wszystkim) promują się na lewo i prawo dosłownie w każdym kanale w mediach społecznościowych.
Następnie poprosiłem Was o przesyłanie opinii na ich temat. Liczba wiadomości mnie zaskoczyła – było ich naprawdę sporo! Każdemu z nadawców obiecałem anonimowość, więc nie będę też wskazywał konkretnych osób, których ten tekst dotyczy. Powód jest prosty – niektórzy zmuszali swoich pracowników do oszukiwania klientów, co można śmiało zinterpretować jako łamanie prawa i umów. Moi komentatorzy mogliby zostać oskarżeni o współudział, a tego ani ja, ani oni nie chcemy.
Poniżej znajdziecie cytaty, które dotyczą różnych osób i firm. Nie mam zamiaru, jak napisałem powyżej, wskazywać konkretnych person więc możecie się domyślać o kogo chodzi. Moim celem jest naświetlenie tej mrocznej strony fasadowych, konferencyjnych mówców i ostrzeżenie zarówno młodych ludzi, którzy chcą się od nich uczyć, jak również klientów powierzających im swoje marki czy budżety. Część z cytatów opatrzyłem własnym komentarzem.
Dużych klientów obsługują stażyści bez wyszkolenia
„…każdy jest stażystą. Pierwsze 3 miesiące są darmowe.… Po 3 miesiącach zarabia się najniższą krajową. I wszystko byłoby ok – gdyby nie to, że od pierwszego dnia (stażu) obsługujesz klientów. PRAWDZIWYCH… obsługiwał ich żółtodziób. Bez szkolenia i zrozumienia.”
Jest to praktyka stosowana powszechnie i dotyczy wielu firm. Sam przez nią przechodziłem na początku swojej kariery. Jednak zawsze miałem doświadczonego opiekuna, który nadzorował każdą moją wykonaną pracę czy mail wysłany do klienta. W dużej mierze dzięki nim jestem tym, kim jestem, bo już na początku nauczyli mnie najważniejszych rzeczy.
Takie podejście jest robieniem w c… zarówno własnych pracowników, jak i klientów. Przepraszam za wulgaryzm, ale inaczej ciężko jest to skomentować.
Porada dla klientów: na wstępie proście o spotkanie z osobami, które będą się Wami opiekowały i sprawdźcie ich doświadczenie. Możecie nawet o nie spytać wprost.
Porada dla osób, które chcą pracować: znajdźcie na Facebooku czy LinkedIn osoby, które pracują lub pracowały w danej firmie i spytajcie się o ich wrażenia. Zadajcie konkretne pytania dotyczące szkoleń, terminowości wypłat, przepracowanych godzin dziennie.
Social media za grosze to ściema!
„Większość klientów zdobywa ceną.”
„Freelancer przegrywa z agencją ceną.”
„Przerabiałem na polecenie szefa raporty dla klientów.… do dziś się wstydzę”
Porada dla klientów: jeśli specjalistyczna usługa jest tania, to znaczy, że nie jest na wysokim poziomie. Zawsze powinna się zapalać czerwona lampka ostrzegawcza gdy ktoś próbuje Cię skusić dużo niższą ceną.
Nie akceptuj też raportów z reklam w postaci plików pdf, jpg czy xls. Każda agencja ma możliwość dodać Cię do facebookowego biznes managera, abyś mógł samemu monitorować wszelkie kampanie. Opcjonalnie na spotkaniu z przedstawicielem agencji poproś, aby pokazał Ci na swoim koncie raporty z kampanii.
Niestety, ale oszukiwanie na budżetach reklamowych w social media to powszechna praktyka. Wiele lat temu widziałem raport, który dosyć znana wtedy agencja wysłała dużemu klientowi telekomunikacyjnemu. Według niego wychodziło, że za JEDEN komentarz pod postem klient płaci około 4 złote… Ba! Agencja uznała to jeszcze za sukces!
To jaką wiedzę mają social media guru? Zazwyczaj znikomą!
„Szkolenia (imię i nazwisko guru) to bujda, bo on sam nie zna się na social mediach. Nie obsługiwał klientów, nigdy nie wymyślał strategii.”
„Prezentacji sam nie robi…. to stażyści robili mu prezentacje. (guru) je potem przeklikiwał i mówił czy mu się podoba, czy nie.”
Sprawdziłem kilkunastu social media guru oferujących w tym roku szkolenia. Patrząc na ich doświadczenie na LinkedIn poczułem się oszukany. Brak konkretnych, dużych projektów ze znanymi klientami, doświadczenie w agencjach, którym daleko do bycia rozpoznawalnymi na rynku.
Brutalna prawda wygląda następująco: osoby obsługujące w social media takie marki jak Play, Legia Warszawa, Samsung czy Allegro mają większe doświadczenie praktyczne i wiedzę od naszych kochanych social media guru. Dlaczego więc nie prowadzą szkoleń? Ponieważ zarabiają wystarczająco dużo? Nie mają czasu i siły po pracy zajmować się… pracą? A może są po prostu skromne i mają w sobie odrobinę pokory? Myślę, że wszystko po trochu.
Ok, skoro nasi guru nie mają zbyt dużo wiedzy, to o czym gadają przez 6-8 godzin szkolenia? To akurat łatwo wytłumaczyć: powtarzają komunały wyczytane na ogólnodostępnych serwisach poświęconych marketingowi i mediom społecznościowym. Co gorsze robią to bez refleksji i własnego komentarza. Gdyby osobom płacącym po kilkaset złotych za dzień szkolenia chciało się bardziej poszperać w internecie to natrafiliby na te same artykuły i na tą samą wiedzę.
Guru są zazwyczaj świetnymi mówcami (porównanie do „mówców motywacyjnych” i trenerów personalnych jak najbardziej na miejscu). Dlatego łatwo docierają do osób, których wiedza jest na bardzo niskim poziomie. Banał typu „rób angażujące treści do dobrze stargetowanej grupy odbiorców na Facebooku” to ta sama, niska liga co „najważniejszy jest pierwszy krok i przełamanie siebie” czy „pokonaj swoje złe nawyki i śmiało realizuj swoje cele„.
Jak się pracuje z social media guru?
„Po paru miesiącach nie został NIKT z kim ja jeszcze miałem przyjemność pracować. Bo praca z tymi ludźmi była naprawdę przyjemna. Niestety pojawiał się on i zamieniał to wszystko w koszmar.”
„Tam jedyni ludzie którzy to wytrzymują to są w moim mniemaniu ludzie którym nie przeszkadza bycie niewolnikiem i przydupasem.”
„Zrobił nam kiedyś 20-minutowe szkolenie i była to jedyna wiedza od tych social guru, jaką dostałem przez pół roku”
„Od razu dostawało się dużych klientów. Stażysta, praktykant, pracownik – taki sam podział obowiązków. Siadaj i rób.”
„Nie istniało coś takiego jak nadgodziny – to nigdy nie było za dużo pracy, to zawsze było za wolno pracujesz i się nie wyrabiasz.”
Można być wymagającym szefem, ja to doceniam, ale łatwo przekroczyć pewną granicę. Tą granicą jest zwykłe wykorzystywanie pracowników, ich chęci rozwoju, entuzjazmu czy zwykłego braku asertywności. Osobne miejsce w piekle czeka na szefów, którzy obiecują swoim pracownikom złote góry, chociaż sami wiedzą, że nawet oni sami ich nigdy nie osiągną.
::
To by było na tyle. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego wpisu spojrzycie krytycznym okiem na social media guru w naszej branży i częściej powiecie „sprawdzam” zamiast im ślepo ufać.
PS. Przytoczone wypowiedzi pochodziły zarówno od dziewczyn, jak i chłopaków. Jednak, żeby jeszcze bardziej utrudnić ich identyfikację zmieniłem wszystkie na rodzaj męski. Mam nadzieję, że dziewczyny się nie obrażą.