Szlakiem warszawskiej rozpusty

mazowiecka

Stolica staje się coraz bardziej hedonistycznym miastem. Zwłaszcza wieczorami. Wystarczy przejść się kultową już ulicą Mazowiecką lub sprawdzić ile jest klubów gogo czy elitarnych imprezowni na dachach najwyższych wieżowców. Jednak czy taki high life należy uznać za wyznacznik sukcesu, czy może upadku moralnego?

Czasami lubię przespacerować się późnym wieczorem po imprezowych ulicach Warszawy. Dla mnie, kogoś, kto swoje już przeżył, jest to za każdym razem ciekawe doświadczenie. Mam kilka takich miejsc: Mazowiecka, Pawilony, Nowy Świat. Wyjątkiem są nadwiślańskie imprezownie, których klimatu wybitnie nie czuję. We wszystkich tych miejscach obserwuję jedną rzecz:

Jesteśmy durnymi hedonistami, 
którzy w większości cofają się w rozwoju.

Wiem, zaraz większość z Was krzyknie, że nie, że każdy ma prawo się bawić i tak dalej. Mnie jednak dobija widok pijanych grup młodych ludzi, wystrojonych niczym na niedzielną mszę. Jakoś nie współgra mi to z dostatkiem i elitarnością. Smutne jest to, że wyznacznikiem pozycji społecznej w tym mieście stało się to, czy przejdę selekcję w Enklawie lub Banku.

Miłość w mazowieckiej kabinie

Mówi się, że do takich klubów idzie się „pobawić”. Jeśli tak, to nie rozumiem po co dziewczyny ubierają na taką zabawę największe szpilki i najkrótsze mini. Przecież to jest niewygodne, niepraktyczne. Prawda jest taka, że większość z nich marzy o jakimś chłopaku z wyższych sfer, który dobrze zarabia. Stereotypowo ci co dobrze zarabiają również odpowiednio się ubierają. Niestety łatwo się naciąć drogie panie! Wielu chłopaków wydaje całe swoje pensje na nową „skórę”, swoisty kombinezon zajebistości i pozorów. Tak naprawdę to jeden zestaw starcza im na rok, albo dwa. Na co dzień chodzą w t-shirtach z Croppa czy H&M (w większości z promocji). Najśmieszniejsze, że całkiem dobrze grają fajnych chłopaków z wielkiego świata i te biedne dziewczyny, które szukają prawdziwych bogaczy się nabierają i ściągają majtki podczas wspólnej wizyty w kabinie. No bo przecież takiego chłopaka nie stać na taksę i wynajęcie pokoju w hotelu. Do domu też jej nie zabierze bo przecież bez sensu, żeby ją ciągnął do Radomia czy Kielc pociągiem. A nawet jeśli, to w progu staną jego rodzice i czar miłości pryśnie.

Miłość w Pawilonach

Niektórzy mają wywalone na piękny strój, są dumni ze swojej niezależności i tego, iż nie ulegają trendom. Problem w tym, że nie uleganie im stało się trendem. Nie chodzą na Mazowiecką. Twierdzą, że to miejsce rozpusty i głupoty. Tak naprawdę to boją się, że nie przejdą selekcji, zostaną wyśmiani. Faceci z Pawilonów braliby dziewczyny w miniówach z hedonistycznego kurwidołka na Mazowieckiej, a dziewczynom pijącym piwo z Carrefour Express na krawężniku na Nowym Świcie marzy się bogaty chłopak w marynarce. Nikt jednak nie przyzna się do swoich hedonistycznych zapędów, więc pozostaje picie cytrynówki w Pijalni przy Kebab Kingu. Picie, aż do znieczulenia. Rano ból głowy nie pozwoli myśleć o rozterkach życia codziennego przez kilka godzin.

Inspiracja do napisania tego wpisu:

Regres cywilizacji dużych miast

Kiedyś były inne czasy. Trochę od spokoju i rosnącego dobrobytu w dupach się poprzewracało. Chodzimy na siłownię, kupujemy modne ciuchy, robimy sobie tatuaże. Panicznie staramy się tym przykryć naszą intelektualną i empatyczną mizerię. No bo przecież wszystkie podręczniki korporacyjnego czy miejskiego survivalu mówią, iż pierwsze wrażenie jest bardzo ważne! Czy dlatego wypinamy zrobioną w Pure klatę z logiem Lacoste do każdej nowo poznanej dziewczyny a jej numer zapisujemy na iPhonie 6 plus?

Może jestem już stary i zrzędliwy. A może po prostu nie mam tej cholernej pewności siebie, którą charakteryzuje się nowe pokolenie? Albo jestem skąpy? Nie chcę wydawać 500 pln na polo w Van Graafie, bo wiem, że 150 pln z tego idzie na czynsz za olbrzymi metraż sklepu w galerii handlowej, kolejne 100 do podziału między 15 studentek krzątających się w labiryncie wieszaków, 100 na właściciela całego tego bałaganu i tak dalej. Na koniec dnia zostawiam w kasie pół tysiąca za coś co jest warte nominalnie może z 20 procent tej kwoty.

Gdzie w Warszawie można znaleźć wieczorem „człowieka”? Gdzie spotkam coś więcej niż hedonistyczne rozrywki w postaci alkoholu (sam raczej nie odmawiam), seksu czy kasyn?

Macie takie miejsca? Wpisujecie w komentarzach – będę je regularnie odwiedzał i może się kiedyś spotkamy.

::

Przeczytaj też:
>>> Brzydcy ludzie od robienia laski
>>> Jak zniszczyć komuś życie?

O autorze

Pracę z mediami społecznościowymi rozpocząłem w 2010 roku w agencji Ogilvy Interactive. Kolejne doświadczenie zdobywałem jako dyr. ds. mediów internetowych w magazynie branżowym Brief oraz product manager w Grupie Onet-RAS oraz social media manager w Edipresse Polska.  Czytaj więcej >

POLULARNE WPISY

Zobacz również na moje szkolenia

DODAJ KOMENTARZ