Czy nauczycielka słusznie poprawiła zadanie wykonane przez ucznia? Czy polski system edukacji karze zamiast nagradzać? Post, który wywołał sporo kontrowersji na LinkedIn ma swoje drugie dno – pokazuje, że jako społeczeństwo idziemy w złym kierunku, bo w kierunku miernoty i bylejakości. A ich sztandar niesie wielbiona przez wszystkich sztuczna inteligencja.
Zacznijmy od wytłumaczenia zadania, które brzmiało następująco:
Babcia upiekła 16 babeczek. Dała Zuzi i Jackowi po 3 babeczki. Ile babeczek ma teraz babcia?
Dziecko udzieliło odpowiedzi „16-6=10”, która została poprawiona przez nauczycielkę na „16-3-3=10”.
Również odpowiedź słowna została poprawiona z „Babci zostało 10 babeczek” na „Babcia ma teraz 10 babeczek”.
Autor posta, który opublikował grafikę z zadaniem dodał do niej komentarz „polska edukacja jest słaba”. Moim zdaniem myli się okrutnie w swojej opinii i już tłumaczę Ci dlaczego.

Wynik końcowy jest tak samo ważny, co droga jaką go osiągamy
Obie odpowiedzi udzielone przez ucznia są poprawne. Jednak sposób w jaki uczeń opisał jak do nich dotarł jest wręcz naganny i na przyszłość może w nim wyrobić pewne schematy myślenia, które w życiu dorosłym mogą zrobić mu dużą krzywdę.
Zacznijmy od tego, dlaczego „16-6=10” nie jest do końca poprawne. Babcia dała Zuzi i Jackowi po 3 babeczki – to bardzo ważna informacja, która wnosi szczegóły do całej sytuacji. Dlatego też powinno być „-3-3”, które pokazuje, że 6 babeczek zostało oddanych w dwóm osobom. Odejmując od razu 6 babeczek tracimy dostęp do tej informacji. Wręcz chowamy ją przed innymi osobami, które mogą zapoznać się z rozwiązaniem, ale nie znać treści zadania.
Wyobraź sobie lekarza, który w karcie pacjenta zamiast napisać, że chory dostał dwie dawki leku po 3 miligramy zostawia informację, że otrzymał ich w sumie 6. Na kolejny dyżur przychodzi inny lekarz i podejmuje decyzje o dawkowaniu na podstawie tego co jest na karcie…
Ciekawie się robi gdy zaczniemy głębiej analizować drugą część odpowiedzi. W tym przypadku akurat uczeń zamieścił dodatkową informację („babci zostało”, czyli miała wcześniej więcej babeczek, ale jej ubyło). W przypadku odpowiedzi oczekiwanej od nauczyciela („babcia ma 10 babeczek”), taka informacja została pominięta. Jednak w tym przypadku uczeń też nie zachował dokładności względem zadania. Są też sytuacje, w których dodatkowe informacje mogą wprowadzić szum odwracając uwagę od istoty sprawy.
To są detale, ale jak już wspomniałem, w dorosłym życiu czy pracy mogą mieć duże znaczenie. Szkoła ma uczyć procesów i dokładności, które są sprawdzone często przez pokolenia naukowców, specjalistów czy inżynierów. Zwłaszcza jeśli chodzi o matematykę, fizykę czy chemię. W tych dziedzinach najpierw trzeba opanować podstawy, procesy, a dopiero potem można myśleć o ich udoskonalaniu. Uczeń podstawówki czy liceum po prostu nie ma ku temu kompetencji.
Kreatywność super, ale nie wpychajmy jej wszędzie
Kreatywność to proces rozwiązywania problemów na podstawie dostępnych nam środków i możliwości. Ale czy zawsze trzeba do niej dążyć? Zwłaszcza gdy mamy proste zadania, takie jak to powyższe? Nie ma tutaj miejsca na kreatywność, ona nie jest potrzebna. Kreatywność jest wymagana w skomplikowanych zadaniach, których odpowiedzi nie znamy, dopiero ich szukamy. Tutaj odpowiedź jest powszechnie znana.
Kreatywność to umiejętność, którą każdy z nas ma, ale w różnym stopniu. Rozwiązujemy problemy tym lepiej, im więcej w życiu ich rozwiązań poznaliśmy. I to jest właśnie zadanie wczesnych etapów nauczania w szkołach. Bo wyobrażasz sobie dzieciaka, którego na pierwszym treningu piłkarskim uczą jak uderzać piłkę z przewrotki lub dośrodkowywać „zewnętrzniakiem” gdy nie ma opanowanej techniki prostych podań? Gdyby tak było to młody piłkarz stosowałby trudne, ryzykowne zagrania w momentach gdy znacząco lepszy efekt osiągałaby drużyna dzięki jego prostej grze. W piłce nożnej kreatywność jest potrzebna, gdy przeciwnik zablokował możliwość wszystkich prostych rozwiązań.
W poście zarzucane jest, że edukacja zabija myślenie „out of the box”. Problem w tym, że najpierw trzeba się nauczyć co jest w pudełku, zanim z niego się wyskoczy.
Świat, w którym liczy się tylko wynik to świat miernot i byle jakości
O tym, że liczy się też sposób w jaki wynik osiągamy napisałem powyżej. Teraz powiem Ci do czego sprowadza nas (bo już to się dzieje) olanie sposobu w jakim działamy i koncentracja na wyniku.
Pierwszy przykład to działanie i komunikacja polskich partii politycznych. Tam robi się wszystko pod wynik, nie licząc się ze sposobem w jaki się go osiąga. Dobitnie to pokazują nieudolne próby ratowania wyniku wyborów przez sztab Trzaskowskiego i partię Tuska. Jednak one były wisienką na torcie poprzednich działań. Opisywałem zresztą jeszcze w grudniu 2024 roku jakie błędy są popełniane i wywróżyłem wygraną Nawrockiego. Tekst znajdziesz klikają w ten link.
W przytoczonym tekście pisałem, że: „Politycy patrzą wyłącznie na liczby jakie osiągają, a nie na kontekst. Co z tego, że posty mają tysiące reakcji i komentarzy, skoro coraz większa ich liczba ma wydźwięk negatywny. Algorytmy to lubią i pchają te treści dalej”.
Drugi, bardziej dobitny przykład to analogia do korzystania ze sztucznej inteligencji. Wpisujemy do asystenta AI pytanie czy zadanie i bezrefleksyjnie bierzemy jej odpowiedź jako pewnik. Oczywiście teraz znajdzie się grupa osób, które temu zaprzeczą i na swoim przykładzie powiedzą, że oni sprawdzają to w jaki sposób AI generuje odpowiedzi. Muszę zmartwić takie osoby – jesteście mniejszością w skali społeczeństwa, wyjątkami potwierdzającymi regułę. Ja w swoich rozważaniach zwracam uwagę ma ogół, średnią całego społeczeństwa, a ta nie analizuje drogi do wyniku jaką przebywa AI. Nawet nie znają podstawowej zasady działania AI, czyli modeli LLM.
Brak zainteresowania sposobem w jaki osiągamy wynik jest bardzo niebezpieczne. To trochę jak pakt z diabłem, który daje nam wiele, ale zawsze zabiera coś w zamian. To krok w stronę dobrze znanego nam „cel uświęca środki”. Stąd już niewiele dzieli nas do braku poszanowania zdania innych, ich opinii, wiary czy wręcz prawa. Takie skrótowe myślenie i dążenie do wyniku to woda na młyn dla oszustów czy demagogów. Zresztą to nic nowego – przypomnij sobie chociażby cudowne suplementy diety, które miały pomagać stracić zbędne kilogramy, a ich zażywanie kończyło się komplikacjami zdrowotnymi. Takie przykłady można mnożyć.








