Hipokryzja 2.0.

Hidden identity of a hacker with mask

Jak nowe technologie demaskują jedną z najbardziej wkurzających cech ludzkich, czyli hipokryzję?

To, że internet pozwala nam wyrażać emocje wszyscy wiecie. Jest to na swój sposób magiczne. Dobrych emocji jest tak samo wiele jak złych – trzeba po prostu dobrze szukać. Złość, radość, miłość, nienawiść, rozczarowanie, podziw – to są emocje ludzkie. Można by rzec emocje pierwszego rzędu, które każdy z nas, niezależnie czy online czy offline, przeżywa oraz okazuje. I nie ma w tym nic wstydliwego.

Hipokryzja jest inna – to pewien łańcuch postępujących po sobie zachowań, również będących wynikiem przeżywanych emocji. Aby ją udowodnić potrzebne są pewnego rodzaju ślady, zapiski naszej działalności, a o takie w internecie łatwo (och, jak ten internet wszystko ułatwia w sferze emocjonalnej).
Skąd się bierze hipokryzja? Z dysonansu pomiędzy panującymi normami zachowania w społeczeństwie, a indywidualnym interesem jednostki. Z jednej strony zgadzamy się na zasady większości (np. po to by nie zostać odrzuconym przez społeczeństwo), z drugiej łamiemy je gdy następuje konflikt interesów z naszymi dążeniami. Jednego dnia umniejszamy wartość pewnych zjawisk czy rzeczy, po to by następnego błyszczeć w ich blasku.
To ostatnie zdanie brzmi znajomo? I słusznie! Nawiązuje do zachowania pewnego blogera, który jednego dnia atakuje media tradycyjne, umniejsza ich wartości, by następnego z radością z nimi współpracować i przy ich wykorzystaniu promować swój serwis. Wbrew pozorom nie chodzi o Tomka Tomczyka. Wystarczyła mi krótka wymiana zdań z Jasonem Huntem (nowa nazwa, która zastępuje Kominka), aby zrozumieć, że rozmawiam z facetem konkretnym. Takim, który jak powie Ci spierdalaj, to do końca życia nic od Ciebie nie będzie chciał.
Kolejny przykład. Prowadząc bloga i będąc w telewizji, nie wmawiajcie ludziom, że byliście w niej po to, żeby sobie porozmawiać o pierdołach. Oczywiście zaraz ta sama osoba wypomni, że artykuły na natemat.pl komentuje jako fan page Why so social, a nie Artur Roguski. To jest moje zamierzone działanie, które ma na celu zbudowanie zasięgu dla bloga. Mówię to wprost, bez owijania w bawełnę, w momencie gdy Ty tagujesz w swoich dyskusjach Tkaczyka, Drabenta czy Sadowskiego po to, aby zwrócili na Ciebie uwagę i być może dali Ci like’a (nie mów, że nie czujesz się wtedy zajebiście doceniony).
Skoro poruszyliśmy już temat telewizji. Dlaczego wszyscy, którzy wieszczą jej koniec mają mokro w gaciach niczym 16 latek przed pierwszą inicjacją seksualną z partnerką? Prasa i telewizja to gówno Twoim zdaniem? To dlaczego przy każdej nadarzającej się sytuacji z radością wskakujesz do szamba?
::
Smuci mnie to, że coraz więcej negatywnych emocji i zepsutych ludzi krąży, niczym sępy, wokół branży reklamowo-marketingowo-mediowej.
Udawanie specjalisty, który wie co się dzieje na najwyższych szczeblach nie tylko WP czy RASP, ale również Facebooka czy Google’a. Koleżeński nepotyzm, który szkodzi klientom. To kolejne dwa wątki, które stają się aż nadto wyraźne. Całe szczęście, że wyskoczyłem z tego zaklętego kręgu…
::
Przeczytaj też:

 

Wkurzający warszawiacy

O autorze

Pracę z mediami społecznościowymi rozpocząłem w 2010 roku w agencji Ogilvy Interactive. Kolejne doświadczenie zdobywałem jako dyr. ds. mediów internetowych w magazynie branżowym Brief oraz product manager w Grupie Onet-RAS oraz social media manager w Edipresse Polska.  Czytaj więcej >

POLULARNE WPISY

Zobacz również na moje szkolenia

DODAJ KOMENTARZ