Awaria Facebooka, Messengera, Instagrama oraz Whatsappa to prawdopodobnie największe tego typu wydarzenie w historii. Do tej pory awarie trwały krótko i zazwyczaj dotyczyły tylko jednego serwisu, a nie wszystkich. Pikanterii dodają doniesienia New York Timesa, które podają, że część pracowników imperium Marka Zuckerberga nie może dostać się do biura – powodem są niedziałające identyfikatory. To natomiast może wydłużyć czas awarii.
A co jeśli awaria Facebooka potrwa dłużej?
Najprawdopodobniej awaria zostanie niebawem naprawiona i za tydzień nikt nie będzie o tym wydarzeniu pamiętał. I mam nadzieję, że tak będzie. Dlaczego? Ponieważ upadek ekosystemu aplikacji Facebooka, nawet trwający przez kilka dni może mieć daleko idące i niezbyt przyjemne skutki dla milionów osób, firm czy usług.
Po pierwsze na tych platformach pracują setki tysięcy, jak nie miliony osób na całym świecie. I nie chodzi tylko o osoby bezpośrednio zatrudnione przez Facebooka czy Instagrama. To są rzesze ludzi zajmujących się komunikacją, tworzeniem treści, moderacją, strategią, grafiką itd. Jeśli te serwisy znikną to ci wszyscy ludzie nagle tracą pracę. Niestety wielu z nich umie tylko w social media, więc czekałby ich bolesny spadek z siedzenia w wygodnym fotelu w biurze z kawką wprost na magazyn Biedronki czy innej Żabki. Nie należy też zapominać, że Facebook zatrudnia też wielu podwykonawców, którzy również zostają na lodzie, bez kontraktów i byliby zmuszeni do zwolnienia części pracowników.
Po drugie upadają dziesiątki tysięcy firm, które oparły swoją sprzedaż, promocje, marketing na platformach Facebooka. O ile ecommerce święcił sukcesy podczas pandemii, to w takim momencie jak ten, odczuje kryzys sklepów stacjonarnych sprzed roku. Kampanie z jednej chwili nie są online i nie generują sprzedaży, nie wywołują chęci zakupu. Olbrzymia ilość ecommerców sprzedaje rzeczy, na które najpierw trzeba wywołać pożądanie zakupu, ponieważ nie są to produkty pierwszej potrzeby czy takie, których szukamy w wyszukiwarce internetowej. Nie zapominajmy też, że wiele stron www oraz biznesów przez lata pozwalała swoim klientom logować się za pomocą danych z Facebooka. Oczywiście w tym momencie jest to również niemożliwe…
Wszystko to wywoła olbrzymi chaos w wielu branżach i straty, których odbudowanie może trwać lata. Do wesołej gromadki dodajmy influencerów z Instagrama, którzy nagle są odcięci od życiodajnych współprac, panikę na rynkach finansowych, spadki na giełdzie, bankructwa osób i funduszy, które przetrzymały akcje Facebooka… Istny armagedon.
Kto zyska na awarii Facebooka?
Świat nie lubi próżni, zwłaszcza ten cyfrowy. Aplikacje Facebooka (podobnie jak całe social media) spełniają wiele naszych potrzeb: przynależności, bezpieczeństwa, tworzenia, uznania. Nie oddamy tego przecież ot tak! Nie odetniemy się w jednej chwili od świata, interakcji ze znajomymi… Dlatego serwisy takie jak Twitter, TikTok, LinkedIn, Pinterest i inne niszowe, tematyczne mogą liczyć na duży wzrost liczby użytkowników. Tylko, że za rogiem mamy kolejny problem. Czy te wszystkie platformy mają wystarczające zaplecze, aby przyjąć ponad 2 miliardy ludzi, którzy zostali osieroceni przez Facebooka? W razie przedłużających się problemów giganta z Menlo Park są w stanie szybko dobudować infrastruktury, aby przywitać nowych gości? Bo jeśli nie to za bardzo nie ma dla użytkowników alternatywy…
Oczywiście jest jeszcze Twitch czy serwisy VOD takie jak Netflix, które są w stanie „sporo znieść”. Zapewne podskoczy też liczba użytkowników Pornhuba i innych serwisów z wiadomą treścią. Ale na dłuższą metę te platformy nie są wstanie zrealizować potrzeb, o których pisałem powyżej.
Dlaczego problem Facebooka tym razem wydaje się bardziej poważny?
Wczoraj w CBS pojawił się godzinny wywiad z Frances Haugen, byłą pracowniczką Facebooka. Co w tym niezwykłego? To, że bardzo mocno uderza w swojego byłego pracodawcę. Co więcej, przez dłuższy czas kopiowała i wynosiła materiały w postaci badań oraz analiz przeprowadzonych przez serwis. Okazuje się, że Facebook wybierał dobro serwisu (pieniążki) ponad dobro użytkowników, doprowadzając do szerzenia się dezinformacji i mowy nienawiści. Co więcej jest w posiadaniu drastycznych badań dotyczących tego jak Instagram wpływa negatywnie na nastolatki (depresja, samookaleczenia, zaburzenia odżywiania). Niby nic nowego, niby wszystko wiem i rok temu pisałem na te tematy w swojej książce „Zrozumieć social media„, ale dla setek milionów osób na świecie spoza „branży” to będzie jak zdrada, jak strzał w pysk.
Tylko czy awaria tej skali dzień po takiej publikacji to czysty przypadek? Być może. Ale jeden sygnalista w postaci Frances Haugen może uruchomić lawinę. Nie od dziś wiadomo, że praca w Facebooku, zwłaszcza przy tematach o których opowiada była pracownica, jest dosyć stresująca. Co jeśli jeden z programistów, od lat pracujący na krawędzi wytrzymałości nagle znalazł odwagę, aby wcisnąć „delete”? Zresztą zerknij na tego tweeta.
Spodziewam się kolejnej bomby, którą przewiduję od kilku lat, ale do dziś nie mówiłem o niej głośno. Mam spore wątpliwości odnośnie skuteczności reklam na Facebooku. Wiadomo o nabijaniu wyświetleń i klików przez boty (klienci za to płacą). Aczkolwiek mam wrażenie, że od dłuższego czasu kampanie reklamowe dla długiego ogona, czyli małych firm, nie są skuteczne. Facebook pokazuje kreacje osobom, które UWAŻA za najbardziej właściwe i to pomimo targetowania, które wybierzemy. Jeśli w tym aspekcie działania serwisu (aspekcie kluczowym dla przychodów) są jakieś wątpliwości, utajone błędy czy „januszowanie” i kolejny sygnalista wyciągnie to na światło dzienne to bez dwóch zdań Facebook będzie liczony na deskach…
Chciałbym, aby awaria skończyła się jak najszybciej. Chciałbym abyśmy o niej zapomnieli, ale czy powinniśmy zapomnieć o materiałach wyniesionych przez sygnalistkę? To już zostawiam każdemu z Was do oceny.