8 rzeczy o #ALSIceBucketChallenge

failbucket

Wszyscy ekscytujemy się tym kto i w jaki sposób oblał się wodą. I to od kilku tygodni, co jest swoistym rekordem internetu. Nie byłoby to możliwe gdyby nie wyjątkowa złożoność tego zjawiska. Poniżej znajdziecie 8 rzeczy, które kryją się za polewaniem lodowatą wodą, a być może nie zdawaliście sobie z ich istnienia sprawy.

1. Masz wątpliwości? Jesteś nieczułym hejterem!

Od tego należy zacząć. Pokutuje myślenie, że skoro coś w akcji Ci się nie podoba to znaczy, że jesteś nieczułym skurwielem, który ma w dupie chorych. No tak, przecież świat to wyłącznie czarny i biały kolor, a wszelka szarość nie jest mile widziana. Ostateczny argument fanatyków challenga to ilość pieniędzy, która została zebrana. W kolejnych punktach zobaczycie jak bezmyślny to może być argument w dłuższej perspektywie czasu.

2. Polej mnie, a ja poleje Ciebie

Akcja to nic innego jak krzyk o uwagę. Chęć bycia dostrzeżonym. Oglądamy filmy naszych znajomych w oczekiwaniu, że oni nominują właśnie nas jako swoich najbliższych znajomych. Jeśli tego nie zrobią to czujemy się źle, czekamy dalej. Ciekawe ile osób nie wytrzymało oczekiwania i oblała się wodą bez nominacji, tylko po to, żeby nominować innych – pokazać im swoje istnienie, mieć wpływ na nich.

3. Społeczny dowód słuszności

To dzięki temu mechanizmowi wszystko się rozkręciło na pełną skalę. Bo skoro znani to robią to znaczy, że musi to być dobre. Czy zawsze tak jest? Nie. W małym mieście położonym przy dużej tamie wodnej nagle zaczął biec jeden człowiek. Biegł w kierunku przeciwnym do tamy. Za chwilę dołączyli do niego kolejni. Gdy już biegaczy zebrała się całkiem spora grupa, inicjator wydarzenia stanął zdziwiony i spytał się czemu wszyscy za nim biegną. Odpowiedź była taka: bo myśleliśmy, że tama pękła i uciekasz. To śmieszne, bo biegłem do sklepu – odpowiedział.

4. Fail Bucket Challenge

Okazuje się, że przy wyzwaniu można się skrzywdzić: spieprzyć się do jeziora, z konia (moja osobista idolka) lub dostać w głowę zbiornikiem pełnym wody z wysokości dwóch metrów bo ktoś nie miał siły go przechylić. Nie wiem czy chcę, aby w przyszłości tacy ludzie udzielali mi pomocy…

5. Tu dam, ale stąd zabiorę

Nie wiem, czy wszyscy sobie zdają sprawę, ale działaniami fundacji rządzi marketing. Im ktoś mocniej zaznaczy swoją obecność, tym większe darowizny dostanie. Podobnie jest z wyzwaniem ALS. To, że zebrała tak dużą kwotę może też znaczyć, że inne fundacje, walczące z równie okrutnymi chorobami, dostaną ich mniej! Miałem dać na walkę z AIDS, ale zostałem nominowany więc dam na ALS. Dając jednym, zabierasz drugim!

6. Łańcuszek szczęścia

No bo czym jest wyzwanie jak nie rozbudowanym łańcuszkiem szczęścia? Wiemy doskonale jak wszyscy je kochamy i jak „cieszymy” się, gdy je otrzymujemy od znajomych oraz co sobie o nich myślimy. Bądźmy szczerzy, łańcuszki szczęścia wysyłają sobie prości ludzie (bez obrazy i negatywnych skojarzeń proszę), albo gimbaza na fotce lub nk.pl. I nagle mamy łańcuszek szczęścia w wersji „premium”…

7. Bucket lans

O tym, że sens i cała idea gdzieś dawno spłynęła razem z hektolitrami wody wszyscy już pisali. Przywołam dla ciekawskich felieton Mikołaja Nowaka z TVN na ten temat – warto przeczytać. Jednak bardziej wkurza mnie świadome działanie i chęć wybicia się przez akcję. Tak zrobiła jedna z polskich agencji interaktywnych, która wydała pieniądze na promowanie swojego wideo z akcji na Facebooku. Co ci „specjaliści od komunikacji” chcą przez to powiedzieć? Chyba tylko to: „patrzcie jacy jesteśmy zajebiści! Też wzięliśmy udział, jesteśmy tacy na czasie. Wow”. Dla mnie jest to żałosne, nie wiem jak dla Ciebie Drogi Czytelniku.

8. Robię przelew i umywam rączki

Ciekawe ile procent osób sprawdziło fundacje, na którą przelało pieniądze. Obstawiam, że jeszcze mniejszy procent zainteresuje się jak te pieniądze zostaną spożytkowane. Może zamiast przeznaczyć zebrane fundusze na badania, członkowie fundacji polecą sobie na najbliższą konferencję w 10 osób zamiast w 4 i będą nocowali w pięciogwiazdkowym hotelu zamiast w trzygwiazdkowym? A może zamkną fundację i polecą na Karaiby? Skąd niezachwiana pewność, że tak się nie stanie?

A może to jeden wielki, internetowy wkręt mający na celu szybkie wzbogacenie się? Internet łyka takie rzeczy bezrefleksyjnie. Potrzeba przykładów? Fałszywy news, że mężczyzna odpowiedzialny za awarię loga IO w Soczi został zasztyletowany, albo akcja „Kony 2012”, która okazała się w sumie niezłą ściemą, a jej właściciel chorą psychicznie osobą. Jego fundacja zresztą nie miała zbyt wysokich ocen jeśli chodzi o przejrzystość finansów. Pamiętajmy, że wideo promujące akcję jest jednym z najbardziej wiralowych filmów w historii Youtube – 40 mln wyświetleń w jeden dzień!

Ogarnijcie wideo na temat tego co się działo po akcji, która jak widać mało nas nauczyła.

::

Ps. Ten wpis nie powstał po to, żeby niszczyć zacną ideę pomagania innym. Jest raczej chłodną analizą i zebraniem spostrzeżeń na temat mechanizmu całej akcji, która nabrała niesamowitego rozmachu. Każdego, kogo swędzą paluszki, żeby mi zarzucić jakieś hejterstwo czy trolling, zapraszam do pobliskiego sklepu po Snickersa.

O autorze

Pracę z mediami społecznościowymi rozpocząłem w 2010 roku w agencji Ogilvy Interactive. Kolejne doświadczenie zdobywałem jako dyr. ds. mediów internetowych w magazynie branżowym Brief oraz product manager w Grupie Onet-RAS oraz social media manager w Edipresse Polska.  Czytaj więcej >

POLULARNE WPISY

Zobacz również na moje szkolenia

DODAJ KOMENTARZ