W czym tkwi słabość blogosfery?

piramida

Gdy wydaje się, że wszystko się samoreguluje, że w krainie Blogolandii zapanował spokój, to zawsze musi nadejść jakaś burza. I nie chodzi mi konkretnie o ostatni przypadek – nie chce mu robić dodatkowego rozgłosu. Chodzi o ogół i pewien schemat.

Nie mam potrzeby tłumaczyć się, zwłaszcza przed kilkoma osłami (bo są uparci), którzy uważają się za jakieś ważne persony w blogosferze (a nimi nie są lub wkrótce przestaną być), więc napiszę krótko. Robię dużo, aby wizerunek blogosfery był dobry w oczach klientów, czyli żywicieli tej gromadki. Z drugiej strony pracuję w magazynie branżowym, więc moim obowiązkiem jest pokazywać świat takim, jakim jest. To, że w blogosferze nie zawsze jest różowo to już inna kwestia. Nie zamierzam ściemniać po to, żeby ktoś dostał współpracę za 1500 złociszy. Nie będę też wchodził w dupę blogosfery jak to robią redaktorzy natywnej.pl. Sam również dojrzałem na tyle, że wycofuję się z wojen pomiędzy blogerami. Jak ktoś mi nie odpowiada to go banuje. Jak to mawia Tomek Tomczyk – „to moja przestrzeń, moje podwórko, mój dom i zapraszam do niego kogo chce”.

Jednak niektórzy jeszcze nie dorośli do tego. Podobnie jak ja kiedyś. Teraz widzę jaki negatywny wpływ ma to na postrzeganie blogosfery z zewnątrz. Postrzeganie, które i tak nie jest wcale takie wielkie (chodzi o rozpoznawalność blogerów) jeśli wyjdziemy z garnuszka, w którym wszyscy się gotujemy.

Wygra wideo

Według badań przeprowadzonych przez Cisco w 2017 roku aż 69 proc. treści online to będą treści wideo. Zresztą już teraz blogosferę zjada vlogosfera, wokół której zbierają się całkiem spore pieniądze. A co robią w tym czasie blogerzy? Zamiast szukać nowego pomysłu na siebie, zaczynają się ze sobą boksować, tylko po to, aby pokazać kto jest ważniejszy, kto lepiej „czuje” blogosferę. Jedyny plus to taki, że niektórzy nauczyli się nie odpowiadać na zaczepki. Cholera! Spożytkujcie swój czas na rozwój, poszukiwanie nowych dróg, a nie próby wybicia się w i tak powoli tracącej na znaczeniu grupie. 

Zapewne poprzednie zdanie wywoła falę sprzeciwu wśród Czytelników. Jednak sprawdza się to, o czym pisałem i mówiłem wcześniej – blogerzy przejdą na stronę dużych wydawców ponieważ będą chcieli pisać dla setek tysięcy osób, a nie tylko setek. Przykład? Autorzy Onetu. Zresztą może to być jedyna droga dla tych, którzy po prostu nie nadają się do tego, aby stanąć przed kamerą i nagrać show.

Facebook i Google zabije blogosferę?

Oczywiście nie całą, żeby nie było. Mając na uwadze to, że ilość produkowanej przez internautów treści rośnie w bardzo szybkim tempie, musimy być świadomi tego, że jest to olbrzymi problem dla wyżej wymienionych gigantów. Są oni zmuszeni do odsiewania ziaren od plewu.  Ziarnami pozostaną serwisy posiadające własne redakcje – one najszybciej wyczuwają pismo nosem i przystosowują się do nowych zasad gry. Nie widać tego niestety u blogerów (poza nielicznymi wyjątkami), którym dalej przyświeca zasada, że wystarczy regularnie publikować. Poza tym większość z nich nie ma doświadczenia pracy z tekstem, co sprawia, że ciężej będzie im uciec przed wyrokiem w objęcia dużych serwisów. I znowu – zamiast poprawiać swój warsztat, biją się po głowach kto ma rację co do istoty blogosfery. Jakby ta wiedza była jakimś świętym Gralem dającym +5 do siły, +8 do lansu i modyfikator wyświetleń x3. Sorry, ale jak ja mam takich blogerów pokazywać jako ogarniętych partnerów biznesowych, którzy w zamian za otrzymane pieniądze dowiozą atrakcyjną treść?

Mam nadzieję, że zaraz nie wyskoczy znowu jakiś kocmołuch i nie zwyzywa mnie od „hejterów blogosfery”. A zresztą – zbanuję go i po krzyku. To co piszę jest szczere, jest wynikiem wielu rozmów z różnymi ludźmi. A Wy Kochani się nie obrażajcie, tylko weźcie się do roboty.

::

Przy okazji – ilu z Was byłoby zainteresowanych warsztatami z pisania, które przeprowadziłby doświadczony redaktor? Koszt zapewne w okolicach 300-400 PLN za pół dnia wykładów i indywidualne konsultacje.
Jak zbiorą się chętni to ogarnę i wszystko dla Was przygotuje.

::
Photo by Stuart Miles

O autorze

Pracę z mediami społecznościowymi rozpocząłem w 2010 roku w agencji Ogilvy Interactive. Kolejne doświadczenie zdobywałem jako dyr. ds. mediów internetowych w magazynie branżowym Brief oraz product manager w Grupie Onet-RAS oraz social media manager w Edipresse Polska.  Czytaj więcej >

POLULARNE WPISY

Zobacz również na moje szkolenia

DODAJ KOMENTARZ