W Pokemon Go zacząłem grać 12 lipca, czyli parę dni zanim pojawił się w polskim Google Play i App Store. Grałem dość intensywnie przez miesiąc i jesteście ciekawy mojej mocno subiektywnej opinii jak również tego jakie pokemony udało mi się złapać, to zapraszam do poniższego wpisu.
Na początku warto wspomnieć, że dzieło Niantica wystartowało w bardzo podstawowej wersji. Jest to bardzo dobra strategia jeśli chodzi o aplikacje mobilne. Hasło „less is more” jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Dopiero gdy aplikacja działa w podstawowej formie, można myśleć nad dodawaniem kolejnych, bardziej skomplikowanych funkcji.
Wypuszczenie na rynek aplikacji ze wszystkimi planowanymi funkcjami jest błędem z 3 powodów:
– skomplikowana aplikacja zwiększa ryzyko, że coś pójdzie nie tak i nie będzie działało jak należy (jak się okazuje Niantic i tak wyłożył się na prostej wersji)
– częste aktualizacje aplikacji, które są niezbędne przy dodawaniu kolejnych funkcji, sprawiają, że aplikacja lepiej pozycjonuje się w sklepach
– aplikacja jest bardziej elastyczna, zbiera feedback od użytkowników dzięki czemu mamy możliwość zweryfikować pierwotne założenia
I w taką prostą wersję, na Androidzie i telefonie Huawei Honor 4C (specyfikacja) zacząłem grać.
Statystyki po miesiącu grania w Pokemon Go:
Pokonany dystans: 209 km
Wow! Wydawać by się mogło to niewiarygodnym wynikiem, gdyby nie fakt, że trzeba odjąć od tego około 25 proc. Dlaczego? Po pierwsze aplikacja ma blokadę na odpowiedniej prędkości. Jeśli poruszamy się za szybko, to po prostu nie zlicza nam tych kilometrów (a są ważne, bo im więcej ich pokonamy tym więcej pokemonów wykluje nam się z jajek). Jednak jadąc środkami transportu miejskiego lub samochodem i tak nam nalicza sporo kilometrów. Dzieje się tak ponieważ pojazdy muszą zwolnić/zatrzymać się przy przejściach, a tym samym schodzą poniżej dopuszczalnej prędkości. Po drugie GPSy zazwyczaj szaleją nawet jak stoimy w jednym miejscu rzucając nas raz kilkadziesiąt metrów na wschód, raz na zachód itp.
Z tych dwóch powodów potrafiłem dziennie dostać „bonusowo” nawet 2km nie podejmując żadnego wysiłku.
Złapane pokemony: 1790
Czyli średnio blisko 58 dziennie. Niby nie jest to dużo, ponieważ wystarczy posiedzieć 3 godziny w centrum Warszawy gdzie niemal non stop są obok siebie 3 lury (rodzaj wabików na pokemony), aby łapać więcej. Jednak ja w jednym miejscu usiedzieć nie mogę dłużej niż godzina. Poza tym trochę to rozmija się z całą ideą poszukiwania tych małych, uroczych, aczkolwiek często wrednych stworków.
Złapane i odnalezione gatunki/ewolucje pokemonów: 94 z 147 dostępnych
Można powiedzieć, że udało mi się odnaleźć lub ewoluować w miesiąc 2/3 dostępnych pokemonów. Patrząc na to jakie i w jakiej ilości pokemony pokazują się w Warszawie to wynik ten mogę w ciągu następnego miesiąca podbić do około 105 pokemonów. Aby zbliżyć się do upragnionych 147 muszę liczyć na fart podczas wykluwania się jajek.
Pokemon Go jest tak stworzone, że w każdy region świata charakteryzuje się innymi pokemonami. Są takie, których na przykład nie znajdzie się poza Ameryką Północną, Australią czy Chinami. Jedyna szansa na ich pozyskanie to jajka.
Chodząc mniej więcej po tych samych miejscach w Warszawie (Pole Mokotowskie, Park Saski) zauważam co 1-2 tygodnie pewną rotację tych trochę rzadziej spotykanych pokemonów. Oczywiście nie mówię tu o Pidgey’ach czy Rattatach, które są dosłownie WSZĘDZIE.
Odwiedzone pokestopy: 1886
To daje ponad 60 odwiedzonych każdego dnia. Jeśli przyjmiemy, że w centrum Warszawy jest ich napchane jak parówek w „mięsnym jeżu”, a przejście z jednego do drugiego zajmuje mniej niż 1-2 minuty to znowu nie jest to jakiś super wynik raczej.
Poziom i doświadczenie: 24 lvl i 562tys. exp.
Z tego co widzę w mijanych gymach to z 24 poziomem nie mam się co wstydzić za bardzo. Oczywiście są osoby, które mają wyższe. Są też z niższymi poziomami, ale mocniejszymi pokemonami (mój najmocniejszy to Vaporeon z 1920 CP).
Jednak tu chylę głowy przez Nianticiem, że aplikację wypuścił w trakcie wakacji gdy jest ciepło, a większość młodych osób ma wolne od szkoły. Ja do nich się nie zaliczam, więc swoje polowania na pokemony mogłem zaczynać w tygodniu najwcześniej o 18tej.
Teraz przyszedł czas na parę słów podsumowania i obserwacji. Podzielę je na plusy i minusy grania.
Plusy grania w Pokemon Go
Przede wszystkim pozwiedzałem trochę Warszawy, ponieważ moja natura nie pozwalała mi siedzieć w jednym miejscu. Dzięki temu pochodziłem po uliczkach i osiedlach, na których nigdy nie byłem. Chociaż z drugiej strony po co mi wiedza gdzie, jaki blok stoi, gdzie jest plac zabaw albo hipermarket na osiedlu, którego nie odwiedzę pewnie przez kolejne lata.
Drugim plusem jest chodzenie. Ostatnio nabawiłem się znowu kontuzji i nie po drodze jest mi z bieganiem, a dzięki zajawce na Pokemon Go ruszyłem się z domu zamiast gnić przy kolejnym sezonie jakiegoś serialu.
Trzecim plusem jest możliwość poznania nowych osób.
I niestety to by było na tyle z plusów.
Minusy grania w Pokemon Go
Gra nie jest rozwijająca i grając w nią nie nabywamy żadnych nowych umiejętności. Raczej też nie zarobimy na niej bo konto warte 200-400 złotych trzeba „wychodzić” przynajmniej przez 2 tygodnie. Już więcej inspiracji i wiedzy zdobędziemy mimo wszystko oglądając seriale i czytając książki.
Aplikacja irytuje. Niestety Niantica sukces zaskoczył, bo każda aktualizacja naprawia jeden problem, ale też przynosi nowy problem. Wraz z naprawieniem logowania, zepsuł się mechanizm naliczania doświadczenia za łapania pokemony. Gdy kolejna aktualizacja to załatała to okazało się, że znowu są problemy z logowaniem. I tak w koło Macieju.
Boty. Niestety są osoby, które zamiast latać po mieście puszczają w świat specjalnie zaprogramowane boty, które niemal natychmiast odbijają gymy. Przy metrze Świętokrzyska w 5 min. 3 razy odbijałem tego samego gyma (za każdym razem od innego gracza), pomimo, że byłem tam sam. Nie było nikogo w zasięgu wzroku, kto by miał telefon w dłoni. To samo na Polu Mokotowskim. Trochę to zniechęca.
Ze dwa razy prawie skręciłem sobie nogę, bo nie zauważyłem nierówności gapiąc się w ekran smartfona.
Czy warto grać w Pokemon Go?
Powiem szczerze, że nie wiem. Powoli przechodzi mi zajawka na 4 godzinne wypady na miasto z 2 power bankami w kieszeni. Zwłaszcza, że z każdym dniem coraz trudniej o nowe pokemony. Bo ile razy można łapać te cholerne Rattaty? Sto razy? Tysiąc razy?
Będę obserwował rozwój aplikacji i aktualizował jej najnowsze wersje. Zwłaszcza, że już pewien czas temu zapowiedziano kilka nowych funkcji, które uatrakcyjnią rozrywkę.
Niestety dla Pokemon Go największym problemem jest rzecz, której nie przeskoczą, czyli… pory roku. Bo trudno sobie wyobrazić, żeby ludzie biegali po mieście w grubych rękawiczkach na minus 10 stopni i łapali pokemony. Wyjątkiem może być południe Europy lub USA, gdzie ciepłych i słonecznych dni jest więcej. Jednak marketingowo wszystko spina się bardzo dobrze, bo na bodajże jesień Nintendo planuje wydanie kolejnej gry z serii na konsole (Pokemon Go robi szum wokół pokemonów, dzięki czemu nowa gra może mieć rekordowe wyniki sprzedaży).
Obecnie w grze dostępne są pokemony z tak zwanej pierwszej generacji. Obstawiam, że druga generacja zostanie dodana, ale nie wcześniej niż w Q2 2017 (obym się mylił), żeby reanimować aplikację i ponownie zachęcić użytkowników do gry.