Wszystko za sprawą pierwszego pełnometrażowego filmu z serii Black Mirror, który zadebiutował 28 grudnia na platformie Netflix. Na czym polega owa przełomowość „Black Mirror: Bandersnatch”? Chodzi o interaktywność i możliwość aktywnego wpływu odbiorcy na to, jak zakończy się historia oraz losy głównego bohatera. Przy okazji Netflix pokazuje światu nowy sposób na promocję dla marek. Sposób, który może być przerażająco skuteczny.
Jak na razie Bandersnatcha „obejrzałem” raz. Słowo obejrzałem specjalnie umieściłem w cudzysłowie ponieważ przy tym formacie nie do końca jest ono trafne. Mój pierwszy raz z nową produkcją Netflixa zajął mi około 90 minut, a to nie jest nawet połowa scen, która została w tej produkcji nakręcona. Ten wpis nie jest recenzją filmu, tylko wstępną analizą, którą po następnych obejrzeniach będę zapewne uzupełniał. Bandersnatcha obejrzeć trzeba, to absolutnie obowiązkowa pozycja dla osób, które zajmują się marketingiem w internecie. Dlaczego? Odpowiedź poniżej.
Bandersnatch, a product placement
Do tej pory product placement w produkcjach Netflixa był minimalny, ale jeśli już był, to zrealizowany w totalnie nie inwazyjny sposób (no może za wyjątkiem Forda w „Designated Survivor”). Ten format ma jedną wadę – ekstremalnie ciężko jest określić jego skuteczność. Co innego gdy łączymy go z interaktywną możliwością wyboru produktów: zjesz kanapkę czy płatki Kelloggs, napijesz się herbaty czy Coca-Coli itp. Wtedy wiemy jak procentowo rozkładają się odpowiedzi. Wraz z rozwojem fabuły i kolejnymi wyborami odbiorcy, system może decydować czy wyświetlać kolejną reklamę danego produktu i z jaką częstotliwością. Poza tym zaangażowanie (np. poprzez aktywny, świadomy wybór) pomaga lepiej zapamiętać dany produkt. Dzieje się tak, ponieważ w chwili jego ekspozycji jest bardziej aktywny niż przy biernym oglądaniu.
Netflix włożył w ręce reklamodawców potężne narzędzie, które nie tylko jest mierzalne, ale jest też skalowalne. Wyobraź sobie, że wyżej wspomniany Kelloggs sprzęga się z systemami reklamowymi Google’a czy Facebooka. Zyskujesz możliwość targetowania różnych kreacji do osób, które obejrzały Bandersnatch w zależności czy wybrały kanapkę czy Kelloggs (tak wiem, w filmie były do wyboru dwa rodzaje płatków, ale sam nie jestem ich fanem i wolę kanapki na śniadanie :P).
Na początku pisałem, że cała produkcja ma kilka możliwych zakończeń. To oznacza, że wielu odbiorców przejdzie przez nią ponownie, aby poznać inne możliwe zakończenia i sceny. Dzięki temu z danym przekazem reklamowym zetknie się ponownie, co wpłynie na jego utrwalenie.
Black Mirror: become human
W 2018 roku światło dzienne ujrzała gra „Detroit: become human”, która opierała się o tą samą zasadę co produkcja Netflixa. W grze każdy wybór wpływał znacząco na dalsze losy rozgrywki. Gra odniosła olbrzymi sukces. Na Youtubie znajdziecie całe gameplay’e trwające po 10 godzin nagrane przez youtuberów z największą widownią na czele z samym PewDiePie. Niewątpliwie zarówno gra jak i film są zapowiedzią nowego trendu w rozrywce na najbliższe lata. Ludzie chcą mieć wpływ na to co się dzieje, chcemy sterować innymi z wygodnej kanapy w swoim salonie.
Zarówno „Detroit: become human” jak i „Black Mirror: Bandersnatch” to zaawansowane produkcje. Ich koszt przekłada się na cenę reklam, które są w nich umieszczane. Oznacza to, że tylko największe marki będą w stanie zapłacić za tego typu product placement w najbliższych latach. A co jeśli komuś uda się zaimplementować w następne produkcje systemy aukcyjne, które obecnie decydują jaką reklamę nam wyświetlić na stronach WWW, w wyszukiwarce Google czy na Facebooku? Jeśli jesteś kawoszem to zamiast płatków dostaniesz Jacobsa, a jeśli prowadzisz zdrowy tryb życia to zaoferuje Ci kulki mocy od Lewandowskiej?
Czy o taki reklamowy Black Mirror walczyliśmy?
::
Jak podobał Ci się Bandersnatch? Napisz w komentarzu poniżej.
Zachęcam Cię też do przeczytania innych wpisów na moim blogu:
Strategia social media: o tych działaniach zapomnij w 2019 roku