Wczoraj ponownie zawiodłem się na guru polskiej blogosfery. Wszystko zaczęło się od tekstu na temat słabo przygotowanej oferty współpracy dla blogerki. Oczywiście cały mail z ofertą, z podaniem nazwy marki oferującej współpracę trafił do Kominka. Postanowiłem zabrać w tej sprawie głos i zamieściłem komentarz następującej treści…
„Najlepsze jest to, że dyskutują o tym w komentarzach osoby, które mają problem ze złożeniem poprawnego zdania. To tak jakby czytać komentarze aptekarzy na temat marketingu…
Śmieszy mnie też wyciąganie takich tematów. Pomijam fakt, że jest to brak profesjonalizmu ze strony „wyciągającego”. Dostajesz taką propozycję? Nie pasuje? Odrzucasz i wracasz do swoich obowiązków a nie płaczesz „po internetach”. Żal.
Co do samej oferty od sklepu – źle napisana, nie profesjonalna, nie uwzględniająca specyfiki blogera, masowa wysyłka.”
Jak na moje możliwości i tak należy ten komentarz uznać za łagodny 😉 Ba! Nawet zgodziłem się z Kominkiem co do jakości wysłanej oferty. Potem zobaczyłem, że komentarze przed zamieszczeniem podlegają moderacji, więc z przymrużeniem oka puściłem w szeroki świat tweeta.
Wracając do kwestii moderacji komentarzy – w mojej opinii jest to złamanie zasady mediów społecznościowych. Standardem powinna być komunikacja post factum. Wiadomo, treści obrzydliwe, naruszające godność i tak dalej powinny być usuwane. Ale to jest moje zdanie i nie chcę się rozwodzić na ten temat.
Wracając do Twittera:
Oczywiście miał prawo do nieprzepuszczenia przez rygorystyczne sito moderacji mojego komentarza. Nie jestem o to zły, czy zawiedziony. Mój świat się nie zawalił, bo Kominek nie jest wyznacznikiem tego, do czego dążę w rozwoju swojego stylu czy umiejętności.
Bardziej rozczarowała mnie odpowiedź na Twitterze, pełna merytoryki, empatii i otwartości na dyskusję.
Kominek zbudował swój zasięg – chwała mu za to. Jednak teraz spadła na niego w związku z tym pewna odpowiedzialność społeczna. Odpowiedzialność, której najwyraźniej nie chce udźwignąć na swoich, zmęczonych pracą i intensywnymi wyjazdami, barkach. Dużo młodych ludzi, którzy dopiero uczą się internetu i etykiety patrzy na Kominka i kopiuje wzorce od niego. Niestety niezbyt dobrych zachowań. Odbije się to na nas wszystkich za pewien czas, chociaż mam nadzieję, że czytanie Kominka to taki trochę bunt młodzieńczy, z którego się wyrasta.
Zapewne ten wpis zostanie potraktowany jako zmasowany atak na guru polskiej blogosfery. Inteligentni czytelnicy, ci z empatią, odbiorą go inaczej. Pracuję w Brief, najstarszym magazynie o marketingu i reklamie w tym kraju i teoretycznie nie powinienem zamieszczać tego posta. Nie powinienem też wchodzić w dyskusję z Kominkiem. Jednak Brief, z którym się identyfikuję, ma zupełnie inną grupę czytelników od Kominka. I prędzej oni, po odbyciu buntu młodzieńczego, przyjdą czytać Brief, niż na odwrót…