Media społecznościowe dają nam wolność. Problem w tym, że często z naszą wolnością wchodzimy innym osobom do domu. Przykładem tego jest ostatnia akcja ze zmianą zdjęć profilowych na Facebooku na tęczowe, pokazujące wsparcie dla środowisk LGBT.
Jasne – mój profil, to moja sprawa, a jak Ci się nie podoba to przestań mnie obserwować. Ale czy takie rozwiązanie i fochy nie wydają się Wam zwykłą dziecinadą? Prawda jest taka, że w internecie pozwalamy sobie na więcej, ponieważ nie jest to kontakt twarzą w twarz. Na Youtubie możecie znaleźć wiele filmów, które dosadnie pokazują różnice między komunikacją w świecie online i offline.
Czasami mam wrażenie, że komunikacja w social media jest regresem wobec tego co oferuje nam rozmowa w świecie rzeczywistym. Problemem jest też to, że wtopy komunikacyjne online są o wiele szybciej zapominane. Jednak oba światy coś łączy – etykieta, czyli pewien zestaw zasad co i w jaki sposób wypada komunikować. Ta internetowa, zwana netykietą, znacząco się różni od tej, do której stosujemy się w życiu codziennym.
Poniżej kilka zasad facebookowej netykiety, o których ciągle zapominamy 😉
1. Nie zapraszaj do gier, eventów, nie namawiaj do polubienia fan page’y czy oddania głosu w jakimś konkursie. Stawiasz swoich znajomych w niezręcznej sytuacji! Mimo tego, że bardzo Cię lubią, to niekoniecznie będą chcieli oddać głos na Twoje zdjęcie lub polubić fan page. Być może wydarzenie, na które zapraszacie im się nie podoba, a zaproszeniami do gier nie chcą sobie zaśmiecać profilu? Może w danej chwili są pochłonięci czymś innym? Oczywiście nie powiedzą Ci tego wprost tylko napiszą coś w rodzaju: “Ok, zaraz polubię”.
2. Nie szerz swoich przekonań, poglądów czy sympatii zbyt mocno. Po pierwsze zanudzisz ludzi i wyjdziesz na monotematycznego fanatyka. Po drugie może się okazać, że wielu znajomych nie podziela Twoich poglądów. Akcja ze zmianą zdjęć profilowych na tęczowe jest tego przykładem. Nagle rozgorzały setki dyskusji w internecie na temat środowiska LGBT. Nie wszyscy muszą akceptować wasze poglądy na temat polityki czy wiary. Ba! Potrafimy się o nie nagle śmiertelnie pokłócić nawet z wieloletnimi znajomymi. Może lepiej zluzować, iść na piwo i pogadać o laskach, samochodach i nowym Wiedźminie?
3. Ogranicz #selfie i #foodporn. Pokazujesz jaki jesteś próżny, jak bardzo pragniesz uwagi i lajków od znajomych i nie tylko. Oczywiście nie ma nic złego gdy robimy to z umiarem – przypominamy swoim onlinowym znajomym jak wyglądamy i zwiększamy szansę, że nas rozpoznają na ulicy 😉 Z #foodporn podobnie. Do jasnej cholery, dziennie zjadasz kilka posiłków i nie musisz relacjonować każdego z nich. Zwłaszcza jeśli jest to tak wykwintne danie jak kebab, chińczyk czy jakiś “z budy burger”. #foodporn z drogiej restauracji też nie jest wskazany, szczególnie jak chodzisz tam od święta. Takie zdjęcie aż krzyczy: “Zobaczcie jaki jestem zajebisty i w jakim lokalu jem”. Pamiętaj, że jest spora grupa ludzi, którzy stołują się w tym miejscu niemal codziennie i dla nich nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
4. Zdjęcia z biegania i crossfitu są już nie modne. Fajnie, że ćwiczysz, że dbasz o siebie. Jednak nie musisz nam o tym przypominać każdego dnia wstawiając zdjęcie w lustrze po treningu, zwłaszcza, że widać jak z Ciebie spływa pot… bleee. A jak nie spływa to jeszcze gorzej, bo to oznaka, że słabo ćwiczysz i chodzisz tam tylko dla lansu. Jak zamierzasz nas męczyć trasami z Endomondo to też pamiętaj, żeby za każdym razem się różniły. Wybaczę Ci gdy zamieścisz focię z jakąś nadmorską trasą, czy z biegu po San Francisco o 5 rano (pozdro Michał Sadowski, sprawdzam, czy Brand24 działa ;-). Nie wybaczę, jak przez tydzień wrzucasz mi te same kółeczko wokół swojego bloku…
5. Nie udostępniaj każdego filmu z kotkami i pieskami, który Ci się spodoba. Facebook podobno zmodyfikował algorytm i wideo ma być lepiej dopasowane do naszych preferencji. Co nie zmienia faktu, że przez ostatni kwartał mieliśmy potop wideo. I to najczęściej lol-contentu w postaci kotków i piesków. Facebook na to się godził tylko dlatego, żeby zrobić odpowiednią liczbę wyświetleń, dzięki której może pokazać Youtubowi środkowy palec. Wiadomo – najpierw masa, potem rzeźba. Nie zmienia to faktu, że zasypując mnie filmami uroczych zwierzątek nie zyskasz mojej sympatii na dłuższą metę. No chyba, że utrafisz na dzień, gdy mam wyjątkowego doła i dzięki temu przywrócisz uśmiech na mojej twarzy 😉
Oczywiście sam łamię powyższe zasady. Jednak media społecznościowe są dla ludzi – możemy w nich robić co chcemy. O wiele ważniejsze od tego co robimy, jest to z jaką częstotliwością.
Dodalibyście jeszcze jakieś zasady? Piszcie w komentarzach!
>>>Promowanie postów na Facebooku